x

XXII Międzynarodowy Puchar Głowatki

2015-10-28
< wróć do aktualności
Za nami kolejna edycja imprezy Krakowskiego Klubu Głowatka. Jak co roku miłośnicy głowacicy spotkali się w hotelu Nad Przełomem, u bram Pienińskiego Parku Narodowego. Pogoda tego roku nie była wymarzona. Czego jednak wymagać skoro jesteśmy praktycznie w górach. Pieniny bowiem są chyba najbardziej urokliwym pasmem górskim w czasie jesiennych dni. Ilość kolorów jakie przybierają tamtejsze klony, jawory czy dęby jest wręcz niezliczona. Zapraszam na relację z pucharu głowatki organizowanego w bajecznej scenerii.

Na miejsce imprezy przyjechałem już w piątek. Mieszkam tak naprawdę na miejscu. Do Sromowiec Niżnych, gdzie też często łowię mam niespełna 15 minut drogi samochodem. Nie mogłem przeoczyć okazji do spotkania się z przyjaciółmi po fachu. Impreza zaplanowana na trzy dni rozpoczęła się oficjalnie w piątek po południu.
Tradycyjnie już na początku ,,głowatki” przewidziane zostały prelekcje na tematy związane z florą i fauną Dunajca oraz z życiem, hodowlą i łowieniem głowacicy. Hodowla głowacicy w Polsce ma długą tradycję jeżeli w ogóle, pół wieku  można uznać za długi czas w hodowli jakiegoś zwierzęcia. Zgłębiłem się dosyć mocno w historię ośrodka zarybieniowego PZW w Łopusznej, który utożsamiany jest z głowacicą. I właśnie dlatego wiem, że ewolucja hodowli naszej polskiej głowatki, która przecież nie była nigdy przedtem hodowana w kraju, jest zasługą m. in. mgr. inż. Mieczysława Kowalewskiego, długoletniego kierownika tego ośrodka. Tak się złożyło, że Pan Kowalewski był obecny na pucharze. Opowiadał o początkach głowacicy w Polsce, pierwszych łowionych egzemplarzach w Popradzie i Dunajcu. Jego referat dotyczył także hodowli głowacicy w Łopusznej. O opracowaniu techniki karmienia głowacic granulatem. Mało kto wie, że w początkowej fazie hodowli, te ryby karmione były tylko i wyłącznie naturalnym pokarmem, czyli dzikimi rybami. Z wiarygodnego źródła wiem, że stawy hodowlane wypełnione były po same brzegi rybami takimi jak kleń, świnka, czy płoć. Głowacice zatem pływały pośród ławic białych ryb, na które w dowolnym momencie mogły zapolować. W okresie powojennym w Dunajcu pływały niezliczone ilości kleni i świnek. Znajomy mojego dziadka całe swoje życie spędził w Łopusznej nad Dunajcem. Prowadził stolarnię tak samo jak dziadek i czasem wpadał do Nowej Białej, do domu rodzinnego mojego ojca. Uwielbiałem słuchać jego historii związanych z rybami. Opowiadał, że gdy szli brzegiem Dunajca późną jesienią zapalić świeczki na groby, w rzecze pływały czarne hordy (jak on to określił) ryb, których nawet gatunku nie znał. Podejrzewam, że były to świnki, klenie i płocie. Mówił, jak miejscowi odławiali największe sztuki, które wypatrywali z mostu. Zawsze w dyskusję włączał się z kolei mój dziadek, który mieszkał od zawsze nad brzegiem Białki. Z jego opowieści jasno wynikało, że rzeka była w niektórych miejscach tak głęboka, że konie, które zawsze kąpali po ciężkiej pracy na roli, nigdy nie dosięgały dna. Z Kramnicy, czyli jednej ze skałek wchodzących w skład Przełomu Białki, obserwowali wówczas potężne cienie ryb przebywających przy dnie. Z wywiadu środowiskowego dowiedziałem się, że niegdyś w Białce występowały brzany monstrualnych rozmiarów. Były to ryby tak wielkie, że gdy po powodziach zostawały w niewielkich sadzawkach, ludzie bali się je podnosić. To dla mnie niesamowite. Marzę o tym, by te lata jeszcze kiedyś wróciły....
Wracając jednak do imprezy... Kolejny referat wygłoszony przez dr Stanisław Ciosa dotyczył pijawek, które występują w rzekach oraz tych, które atakują ryby. Ta praktyczna wiedza przyda się zapewne wszystkim wędkarzom. W ostatnich latach bardzo często łowi się ryby pokryte tymi pasożytami. Warto mieć więc wiedzę co żeruje na pstrągach czy lipieniach. Głos zabrał także dr Piotr Zieleniak. Z jego opowiadania mogliśmy dowiedzieć się, jak łowi głowacice i jaką metodą. Z doświadczenia tego wędkarza wynikało, że głowatka - wbrew powszechnym przekonaniom - atakuje chętniej nimfy, a nie streamera, czyli imitację drobnych ryb. Wspomniał także o tym, że kilkakrotnie udało mu się złowić tę samą rybę. Marylin Monroe to ksywa jednej z głowacic mieszkającej w Zwierzyniu nad Sanem. Ta potężna ryba, mierząca dobrze ponad  120 cm, zadowoliła już niejednego wędkarza i co najważniejsze - pływa w Sanie nadal. Swoją drogą ciekaw jestem, czy aby przypadkiem nie powstanie kiedyś jej rzeźba nad rzeką. Przy tej okazji chciałbym również wspomnieć o miłośnikach głowatki znad Sanu, którzy również zaszczycili nas swoją obecnością. O organizatorach bieszczadzkiej edycji pucharu głowatki - Erneście Nowaku oraz o Tomaszu Pyrciu, którzy czynnie włączają się w ochronę głowacicy nad Sanem. Ochronę oraz zarybienia w Polsce popiera coraz więcej ludzi. I miejmy nadzieję, że czarne chmury, które na chwilę zawisły nad tą rybą w Polsce, już nigdy nie powrócą...


Wieczór piątkowy zakończył się na hucznej zabawie, na której przygrywała orkiestra składająca się z kontrabasu, skrzypiec oraz z akordeonu. Krótko mówiąc – klasyka... Wczesnym rankiem obudził nas szmer krzątającego się personelu. Śniadanie przewidziano dosyć wcześnie, biorąc pod uwagę nocną imprezę. Po obfitym posiłku i oczywiście obowiązkowej kawce udaliśmy się wraz z kilkoma kolegami do sąsiedniego pomieszczenia. Tam dr Stanisław Cios rozłożył swój arsenał, składający się m. in. z mikroskopu. W pojemniczku naszykowane miał już owady żyjące w Dunajcu. Była to rewelacyjna sprawa! Tak naprawdę nigdy nie widziałem w takim powiększeniu owadów, których imitację bardzo często wykonuję. Ta wiedza przyda mi się przy jeszcze dokładniejszym wykonywaniu moich nimf. W międzyczasie koło gospodyń wiejskich z okolicznych wsi rozłożyło swoje stanowiska z regionalnymi smakołykami. Nie byłem głodny, ale gdy panie rozpostarły paletę swoich wyrobów na białym obrusie, po prostu nie wytrzymałem. Musiałem spróbować specjałów, podobnie jak większość uczestników pucharu. Swojski chleb, marynowane rydze, smalec ze skwarkami, kwaśnica na żeberku, korbaciki i oscypki oraz paszteciki z kapustą... Czy muszę więcej wymieniać? Kuchnię góralską znam bardzo dobrze, bo przecież tutaj żyję. Powiem krótko i na temat – rewelacja.
Na zegarze dochodziło południe. To znak, że już za chwilę w hotelu mieli pojawić się klubowicze z bardzo cenną przesyłką. W tym roku Klub postanowił zarybić Dunajec dwoma egzemplarzami głowacic. Jedną z nich miałem okazje uwiecznić na zdjęciu. Były to metrówki, o masie, na moje oko, 7 –  9 kg. Coroczny, piękny gest i punkt obowiązkowy każdej edycji pucharu. Sobotni dzień dla większości przyjezdnych wędkarzy był możliwością zarzucenia przynęt w Dunajcu. Dlatego w hotelu w ten czas nie było zbyt wielu wędkarzy. Ci, którzy zostali, mieli zagwarantowane atrakcje w postaci konkursu rzutu przynętami do celu, przy użyciu wędek muchowych od firmy Ego. Oczywiście najlepsi dostali upominki od sponsorów.


Po godzinie 18 zostaliśmy zaproszeni przez kelnerów na kolację. Panie i Panowie, ukłon dla tamtejszej załogi kuchennej! Rosół jagnięcy, a na drugie pieczona golonka. Czy dla faceta można zorganizować lepszą kolację ? Chyba tylko jedynie z konkretnym dodatkiem do picia, w kolorze jasno żółtym... Kolacja smakowała wybornie i przygotowała nas odpowiednio na nadchodzące emocje. Po 19 rozpoczął się punkt kulminacyjny sobotniej imprezy – aukcja, w której udział brali nie tylko uczestnicy, ale także mieszkańcy ze Sromowiec. Mnóstwo fantów leżących na stole sprawiało wrażenie, jakby aukcja miała trwać przez następne 5 godzin. Hojność niektórych uczestników sprawiła, że przedmioty rozeszły się w niespełna 2 godziny. Oczywiście aukcja była prowadzona na wesoło. Uśmiałem się co niemiara. Na drugi dzień chłopaki, którzy najwięcej się udzielali, mieli zachrypnięty głos od walki podczas aukcji. Było ciekawie, a żeby jeszcze dodać dramaturgii powiem, że tego roku udało się uzbierać prawie 20 tysięcy złotych! Kasa niemała, biorąc pod uwagę tylko dwugodzinną aukcję. Z tych pieniędzy klub będzie regularnie zasilał Dunajec zarybieniami różnych gatunków ryb. To nie tylko głowacica, ale również kleń czy świnka. Przecież głowacica musi mieć co jeść, a klub doskonale o tym wie. Dba zatem o cały ekosystem rzeczny. Po aukcji nastąpiła zabawa. Oczywiście nie wszyscy wzięli w niej udział, ponieważ większość była bardzo zmęczona po całodziennym łowieniu i harcach zeszłej nocy. Kolejnego dnia czyli w ostatni dzień imprezy, organizatorzy wygłosili podziękowania dla całej załogi i zaprosili na wyśmienity jak zawsze obiad. Po posiłku wszyscy rozjechali się do domów.
I w ten sposób XXII Międzynarodowy Puchar Głowatki przeszedł do historii. Konkretna impreza dla prawdziwych wędkarzy. Zajrzyjcie tu koniecznie w przyszłym roku!
Wodom cześć!
www.gorskierzeki.pl - Informacje wędkarskie, wyprawy na ryby, fly fishing
wróć na górę